Wielkanoc w dawnej Olszynie

Postanowiłem ponownie napisać o wielkanocnych zwyczajach mieszkańców dawnej Olszyny, która za czasów niemieckich nosiła nazwę Langenöls oraz mieszkańców miejscowości które z nią sąsiadują. Pisząc artykuł skorzystałem z fragmentów wcześniejszych wspomnień Beate Wenzl, Waltera Krause i Augustina Indeki, na które namówiłem moich rozmówców kilka lat temu. Korzystam też z „olszyńskich” pocztówek moich niemieckich znajomych, które świetnie wprowadzają mój felieton w klimat Wielkanocy lat trzydziestych okresu międzywojennego – pisze znany regionalista Zbigniew Madurowicz.

Postanowiłem ponownie napisać o wielkanocnych zwyczajach mieszkańców dawnej Olszyny, która za czasów niemieckich nosiła nazwę Langenöls oraz mieszkańców miejscowości które z nią sąsiadują. Pisząc artykuł skorzystałem z fragmentów wcześniejszych wspomnień Beate Wenzl, Waltera Krause i Augustina Indeki, na które namówiłem moich rozmówców kilka lat temu. Korzystam też z „olszyńskich” pocztówek moich niemieckich znajomych, które świetnie wprowadzają mój felieton w klimat Wielkanocy lat trzydziestych okresu międzywojennego – pisze znany regionalista Zbigniew Madurowicz.

Pan Walter Krause, dzisiaj być może już nieżyjący, pochodzący z Ubocza, z rodziną zamieszkałą w Olszynie wspominał, że w środę przed wielkim czwartkiem był czas uboju zwierząt i zawsze był to czas walki z dziadkiem w obronie jagniąt i drobiu – niestety oczywiście przegranej. Sam dodaje, że milutkiego kołnierza na zimowym płaszczu nigdy nie kojarzył z którymś ze świątecznych baranków.

Pan Krause jak i pani Wenzl wspominają jeszcze jeden ciekawy zwyczaj. Mianowicie swojego rodzaju kolędę, najczęściej z kolegą, polegającą na odwiedzaniu sąsiednich domostw i śpiewaniu okolicznościowych piosenek. Kiedy w przewieszoną przez ramią torbę otrzymywali słodycze, jajka i ciastka, a nawet parę fenigów – chwalili gospodarzy, kiedy natomiast trafiali na skąpców w piosenkę „Dzień dobry na Wielki Czwartek” wplatano słowa „w tym domu tylko obornik i odchody gołębi…”

Wielki Piątek był dniem zadumy nad tym, że Chrystus umarł za nas wszystkich, ale w tym szczególnym dniu przesąd grał też swoją główną rolę. Babcia jeszcze w nocy przygotowała duże gliniane naczynie i zanim wstał świt przyniosła ze strumyka (Oelsbach) napełnione naczynie. Woda ta miała mieć wielką moc uzdrawiania nie tylko ludzi, a także bydła. Uzdrawiająca moc zwiększała się kiedy woda zaczerpnięta została pod mostem, po którym przechodzili żałobnicy niosąc trumnę. Ważne było też aby naczynie z wodą przenieść w całkowitym milczeniu. Dzisiaj wywołuje to uśmiech na ustach moich rozmówców, ale wtedy…

Wielki Piątek to dzień modlitwy, wspomnienie złożenie Jezusa do grobu. Po nabożeństwach wierni byli zapraszani przez księży do sal katechetycznych na agapę, czyli coś na kształt wspólnego posiłku składającego się z chleba, wina oraz wody. W domach nie przestrzegało się jednak rygorystycznie zasad ścisłego postu, w związku z czym na stołach pojawiały się jaja w kwaśnym sosie, tradycyjna ryba oraz potrawy codzienne.

W licznych ludowych obyczajach wiosennych zachowały się motywy mistyczne i szeroko pojęte przedchrześcijańskie, do których dołączono później symbolikę chrześcijańską. Dwa centralne symbole to jaja Wielkanocne i zając Wielkanocny. Według prastarych wierzeń jajko jest źródłem wszelkiego życia. Zając uważany jest za symbol płodności. Od wielu wieków jaja Wielkanocne maluje się na kolorowo. W niedzielę wielkanocną rodzice chowali pomalowane jaja, zajączki z czekolady oraz inne słodycze, a dzieci szukały ich w mieszkaniu lub ogrodzie. Najczęściej jaja malowano na zielono i działo się to właśnie w Wielki Czwartek, zwany często z tego powodu Zielonym Czwartkiem.
Jajkiem wielkanocnym, zgodnie z myślą homeopatii, pocierano grzbiety bydła i koni, aby były równie zdrowe i okrągłe jak ono. Skorupkami ze świąt karmiono drób, aby się dobrze chował, zakopywano je też w grządkach dla ochrony jarzyn przed szkodnikami, wierząc, że kiedy urosną będą dorodniejsze i zdrowsze.

Sobota w domu państwa Krause przebiegała na dalszych przygotowaniach do kulminacyjnej niedzieli, kiedy to po śniadaniu wszyscy udawali się do ogrodu na „wielkanocne polowanie” w poszukiwaniu „gniazd" przygotowanych wcześniej przez dziadków i rodziców. Zwyczaj ten pojawił się w Niemczech w 16 lub 18 wieku. Te gniazda to ukryte miejsca z zajączkami, pisankami, a czasem z prezentami dla dzieci. Jeszcze w późnych latach pani Wenzl wspomina znalezienie tekturowego plecaka szkolnego z drewnianym piórnikiem i ściereczką do tablicy. Oczywiście nie można zapomnieć o charakterystycznym bukiecie Wielkanocnym. Były to zielone gałązki w wazonie, przybrane wydmuszkami lub też krzak w ogrodzie podobnie ozdobiony. Po świątecznym śniadaniu w wielu domach. Jak wspomina pan Indeka istniał zachowany do dzisiaj zwyczaj zabawy w tłuczeniu jaj, polegającej na stukaniu się jajkami tak aby uszkodzić skorupkę przeciwnika, nie uszkadzając jednocześnie swojej. Istniał też zwyczaj obdarowywania najbliższych drobnymi prezentami zapakowanymi w duże tekturowe jajka. Chodzenie do kościoła na Wielkanoc było po Bożym Narodzeniu czymś wyjątkowym. Moi rozmówcy wspominali dźwięki dzwonów, organów, granie na puzonie, a także pojednawcze słowa pastorów.

Było kilka słów o olszyńskich i okolicznych zwyczajach, warto wspomnieć też o świątecznych potrawach. Na stołach stawiano hackepeter – coś w rodzaju grubo zmielonej metki z przyprawami, cebulą i pietruszką, jajeczka uformowane z białego sera z ziołami, a także babki drożdżowe w kształcie zajączka. Oczywiście mięso, najczęściej baranie i kiełbasy. Skoro niemieckim symbolem wielkanocnym był i jest zajączek, a zajączek nie może obejść się bez marchewki, więc na stół „wjeżdżała” wielkanocna zupa marchwiowa z kluseczkami. Podawano też pieczone owocowe strucle, w niektórych domach chleb orzechowy, a także jaja w kwaśnym sosie.
Nie obchodzono zwyczaju lanego poniedziałku, który przeznaczano na odpoczynek i wizyty u rodziny czy sąsiadów. Nie było też zwyczaju święcenia pokarmów.
Niemieckim zwyczajem mam też dla Państwa zajączka, czy też pisankę z olszyńskim akcentem. Są nimi trzy pocztówki wielkanocne pochodzące z przedwojennej Olszyny.Wielkanoc powinna nas skłaniać do zadumy i przemyśleń nad żywotem własnym, tak więc pomimo iż bieżący numer ukaże się po świętach, składam tą drogą najserdeczniejsze życzenia i pragnę pozostawić Państwa ze słowami fragmentu jednej z pieśni ewangelickich czasu pasyjnego

…Na krzyżum przelał krew, Skonałem pośród męk
byś wieczny żywot miał, Z przebitych moich rąk;
Jam swej nie szczędził krwi. A ty, co dałeś mi?…

Autor: Zbigniew Madurowicz

Źródło informacji: Gmina Olszyna